16 psów na scenie PPA
Na początku fortepian w lesie. Sielski niemal obrazek, nastrojowy, spokojny. I nagle na klawiszach pojawia się siekiera, która kolejnymi uderzeniami demoluje instrument, skutecznie, do jego unicestwienia. Przejmująca scena, niemal traumatyczne przeżycie dla każdego, komu nieobca jest muzyka. I rośnie tylko żal i złość, że bezczynnie możemy tylko patrzeć i nic nie możemy zrobić. Tak jak czasami w życiu, na przykład z Ewą O., skazaną przez sąd za znęcanie się nad zwierzętami, ale niewiele sobie z tego robiącej…
Fabułę spektaklu „16 psów. Rzecz o treserce zwierząt” da się streścić w zaledwie dwóch, trzech zdaniach – nie jest wybujała, wręcz oszczędna, ale dotyczy ważnego problemu, jakim jest zwyrodniałe podejście do zwierząt. Ogląda się z zainteresowaniem, czekając na kolejne wydarzenia. Gra aktorek nie jest dynamiczna, momentami wręcz mocno statyczna, aż do momentu, gdy na scenę wjeżdża fortepian, wtedy zaczyna się nieco więcej dziać, a utwór który chyba zatytułować można „Miliony” porywa swoim przekazem i zachwyca partiami operowymi sopranistki Aleksandry Klimczak. To najlepszy i najmocniej zapadający w pamięć fragment przedstawienia.
Spektakle i koncerty w nurcie OFF wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej nie należą do łatwych w odbiorze. Od widza wymagają zaangażowania, często emocjonalnego, bo dopiero wtedy można je w pełni przeżyć. Nie inaczej jest ze sztuką „16 psów. Rzecz o treserce zwierząt”. Jeśli ktoś szuka sztuki łatwej i przyjemnej, ten tytuł może sobie darować…