Boże Narodzenia u Księżnej Daisy

     Mało kto wie, że tradycja wspólnego obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia na Zamku Książ ma już ponad sto lat. Tak jak i dzisiaj również przed wiekiem zamek w grudniu nabierał szczególnie świątecznego charakteru. W swych pamiętnikach, znanych pt. "Taniec na wulkanie", księżna Daisy tak pisze o tradycjach świątecznych w Zamku:

     „O wiele bardziej niż w Pszczynie wolałam nasze okazjonalne Boże Narodzenia w Książu. Były one bardzo szczęśliwe, nieomal święte, ponieważ wszyscy nasi strażnicy, służba oraz inni nasi pracownicy obchodzili święta z nami. Były prezenty dla każdego i było dużo uciechy ze znajdowania ich. Niektórzy z moich angielskich przyjaciół mieli zwyczaj przyjeżdżania do nas, pozostawania przez jakiś czas i pomagania nam w tym. Każdy czuł się swobodnie i był szczęśliwy.”


Zamek Książ przed przebudową, z odkrytymi tarasami

     Od początku swojego pobytu w Niemczech młodziutka Daisy odczuwała różnice między sposobem życia w jej ojczyźnie a konwencją i obyczajami, panującymi w cesarskich Niemczech. Szczególnie mocno księżna tęskniła za Anglią w czasie świąt Bożego Narodzenia. Daisy uważała, że niemieckie święta ani trochę nie były podobne do Bożego Narodzenia, jakie pamiętała ze swojej rodzinnej Anglii. Zachwycona pięknymi niemieckimi kolędami boleśnie tęskniła jednak za drobnymi świątecznymi, typowo angielskimi, tradycjami. Brakowało jej papierowego walca, z małą niespodzianką - ogniem bengalskim, który wybucha, gdy dwie osoby rozrywają walec, ciągnąc go w przeciwne strony. Ani w Pszczynie ani w Książu nie było babeczek z leguminą z jabłek, rodzynek, skórki pomarańczowej i migdałów, ani nawet puddingów śliwkowych. W kolejnych latach Daisy otrzymywała te typowe angielskie przysmaki ze swojej ojczyzny i  w swoim apartamencie celebrowała małą, ściśle prywatną uroczystość świąteczną, do udziału w której księżna zapraszała tylko swoją angielską pokojówkę i angielskiego lokaja księcia Jana Henryka XV.

     Z czasem Boże Narodzenia, urządzane przez Daisy w Książu, nabrały swoistego kolorytu. Daisy i jej małżonek zapraszali licznych gości i oprócz typowych tradycji świątecznych w Książu goście korzystali z innych atrakcji. Daisy tak w swoich pamiętnikach wspomina Boże Narodzenie roku 1912:

     „Przyjechali więc wszyscy. Było naprawdę miło. Ciepłe, wyjątkowo słoneczne zimowe dni pozwoliły nam na długie przejażdżki. Któregoś wieczoru urządziliśmy bal maskowy. Hansel był Indianinem, a mały Lexel wystąpił jako Kupidyn z wieńcem róż i strzałami. Wyglądał jak prawdziwy bożek miłości...”

     Także dziecinne wspomnienia wielu mieszkańców przedwojennego Książa zachowały bajeczną atmosferę Zamku. Od stacji jechały sanie z gośćmi, zaprzężone w przepiękne konie, a strzelcy i gajowi stali wzdłuż drogi z płonącymi pochodniami, dodając uroku bajkowej atmosferze. Gospodarze witali przybyłych gości, stojąc na imponujących schodach, prowadzących do najpiękniejszej, marmurowej sali w zamku, do dzisiejszej Sali Maksymiliana. Po obu stronach schodów stali zamkowi lokaje, w galowych strojach i w pudrowanych perukach. Daisy szczególnie chętnie gościła u siebie w czasie Świąt Bożego Narodzenia swoich angielskich przyjaciół. Księżna utożsamiała się z nimi, stanowili oni dla niej symbol jej utraconej ojczyzny. Oni zaś dawali się oczarować śląskim zimom, świątecznym niespodziankom i magii Książa. Szczęśliwa Daisy tak opisywała jedno ze świątecznych spotkań w Książu:

     „W zimie mieszkamy w zaczarowanym raju, kiedy każdą gałązkę i każdą trawkę pokrywa szron, błyszczący w zimowym słońcu, przy niebie błękitnym jak w czerwcu. Noc grudniowa - po obiedzie poszliśmy na sanki - pełnia księżyca, noc bezwietrzna, okiść na drzewach i krzewach. Na wszystkich drzewach wzdłuż zjazdu saneczkowego kazałam zawiesić chińskie lampiony a jako niespodziankę kazałam rozniecić ognie sztuczne, barwy czerwonej, bladoniebieskiej i zielonej- cudnie to wyglądało. Doprawdy to była szalona noc. Każdy z moich arabskich kuców ciągnął sanki z dwojgiem osób, mknęliśmy przez śniegi. (…) Potem ruszyliśmy przez pola do Starego Zamku. Kuce kopytami wyrzucały śnieg na nasze twarze. Gdyśmy znaleźli się pod ruinami zaszczekały psy. Zadzwoniliśmy, ale nikt nie wyszedł. Dwaj mężczyźni z naszego towarzystwa, wbrew mej woli, wyważyli bramę. Bałam się, że psy nie są uwiązane i na nas się rzucą. Narobiliśmy tyle hałasu, że wreszcie strażnik w nocnej koszuli otworzył okno i wystawił głowę. Powiedziałam mu, że to ja jestem i żeby się nie bał. On bynajmniej nie zaskoczony wziął lampę i poprowadził nas w górę po schodach. Potem ktoś inny wziął lampę i tak szliśmy przez widmowe sale. Kiedyśmy doszli do kaplicy, ktoś zdmuchnął lampę i pozostaliśmy jedynie w świetle księżyca płynącym od okien.”


Z lewej: Daisy z synami w zimowym parku, z prawej: na sankach przy Baszcie Prochowej

     Święta Bożego Narodzenia były także okazją dla Pani na Książu, by przeprowadzać kolejne projekty socjalne. 20 grudnia 1901 r. Daisy wróciła z Wałbrzycha rozgniewana. Z wielkim wstydem księżna obserwowała rozdawanie świątecznych podarunków dla ludzi biednych. Była to jej zdaniem inicjatywa źle zorganizowana. Ubodzy musieli przez ponad trzy godziny czekać na prezenty, bez picia, jedzenia i na mrozie. Daisy postanowiła, że już nigdy więcej nie pozwoli na tak bezduszne postępowanie. I już na Boże Narodzenie 1902 księżna zmieniła formułę rozdawania podarków. Ubodzy zostali poproszeni w tym celu po raz pierwszy do Zamku. A Daisy w swoim pamiętniku tak opisywała to wydarzenie:

     „W salonach obok wielkiej sali balowej podarunki rozłożono na długich stołach i przygotowano herbatę i ciastka dla dwóch i pół tysiąca ludzi, wśród nich dla 700 dzieci. Przekonałam Hansa, że musi mi towarzyszyć, po raz pierwszy w życiu! ... Pastor przemówił w kilku słowach, zaśpiewano kolędy a następnie idąc dookoła wręczałam każdej kobiecie szal, spódnicę, pończochy lub inny prezent. Wszystkie one całowały mnie w dłoń i błogosławiły...”

     Kilka dni później, w Pszczynie, Daisy otrzymała od teścia pozwolenie, by i tam do siedziby Hochbergów na święta zaprosić ubogich. I znów oddajmy glos księżnej:

     „Świetnie wyglądał wielki salon, przygotowany na święta dla 300 dzieci w ostatnim dniu, z trzema ogromnymi choinkami w oknach. Nigdy nie było takich świąt ani w Pszczynie, ani w Książu... Uścisnęłam dłonie 4000 ludzi w ciągu siedmiu dni...”

     Tradycją Bożego Narodzenia w Książu stały się także świąteczne przyjęcia, jakie na polecenie Księżnej i księcia przygotowywano tuż przed świętami dla górników, pracujących w kopalniach, należących do Hochbergów, oraz dla ich rodzin.

[Katarzyna Matuła, Magdalena Woch - Centrum Europejskie Zamek Książ - www.ksiaz.walbrzych.pl
CMS by Quick.Cms| Projekt: StudioStrona.pl