Linhartovski pałac miał być wyburzony
Wiosną 1960 roku przez Linhartovy przeszła komisja, która oznaczała budynki przeznaczone do wyburzenia. Na murach pałacu farbą napisano liczbę: 14. Pod tym numerem linhartovski pałac został zapisany jako jeden z licznych obiektów przeznaczonych do likwidacji. Po powojennym wypędzeniu dawnych niemieckich mieszkańców, pogranicze pełne było uszkodzonych budynków, które według ówczesnej nomenklatury nie licowały z wizerunkiem socjalistycznej wsi. Wojskowi pirotechnicy burzący budynki uznawani byli za swego rodzaju „budowniczych” nowego świata.
Jedną z nielicznych osób, które mieszkały w Linhartovych przed wojną i mieszkają obecnie, jest pan Heřman Menzel. Pamięta czasy, gdy w 1943 roku w pałacu zostali zakwaterowani uciekinierzy ze zbombardowanego Bochumu. Z nieznanych przyczyn wybuchł wówczas w pałacu pożar.
„Byłem wtedy dzieckiem i pewnego dnia przez okno mojego domu ujrzałem unoszący się nad pałacem dym. Natychmiast tam pobiegłem. Największe płomienie buchały z pałacowej wieży. Ledwie co tam dobiegłem, wieża runęła z łoskotem. Mój tato, jako strażak ochotnik pomagał w gaszeniu pożaru, by reszta pałacu nie zajęła się ogniem. Byłem z niego bardzo dumny” – opisuje pożar Heřman Menzel.
Uszkodzenia dachu były rozległe. Z powodu braku materiałów spowodowanego trwającą wojną, właściciel obiektu ograniczył się do najbardziej niezbędnych napraw. Gdy na przełomie 1944 i 45 roku przybliżył się do wsi front, kupiec Wenzelides (właściciel pałacu) uciekł wraz ze swoją rodziną do Austrii.
„W tym czasie na zamku stacjonował batalion czołgów. Chodziliśmy codziennie z chłopakami patrzeć jak Niemcy wyruszają na front w okolicach Osoblahy i jak każdego dnia wracają, by uzupełnić paliwo i zapasy amunicji. Pomału pałac zamieniał się w szpital polowy. Jako dzieci niewiele z tego rozumieliśmy. Byliśmy w swoim żywiole, bo podobały nam się mundury i czołgi” – mówi Menzel.
„Po wojnie widziałem, jak rosyjscy żołnierze wywieźli 12 ciężarówek pełnych obrazów, mebli, dzieł sztuki i antyków. W pałacu znajdowała się wspaniała biblioteka, jedna z największych na Śląsku. Po odjeździe Sowietów znaleźliśmy mnóstwo książek walających się w parku, pod drzewami. A gdy na pogranicze przybyli przesiedleńcy z różnych stron kraju, nie mieli żadnego szacunku do historii wsi i wiązane w paczki encyklopedie wozili do punktu skupu makulatury, by zdobyć trochę pieniędzy na alkohol” – wspomina pierwsze powojenne tygodnie Menzel.
Do jeszcze większych aktów wandalizmu doszło, gdy pałac przeszedł w ręce MNV (Gminnej Rady Narodowej). W 1952 roku wydano rozporządzenie, że pałacowe meble będą wyprzedawane jako opał. A żeby stare, piękne meble nie przydały się nikomu, wyrzucano je z okien na zewnątrz i na dole jeszcze rozbijano. Sterta połamanych barokowych mebli na opał kosztowała 50 koron, co dzisiaj przekłada się mniej więcej na sumę 10 koron” – wzdryga się na wspomnienie tych wydarzeń Menzel.
Jego rodzice byli z tego powodu bardzo niezadowoleni, bo w swej pamięci mieli zawsze pałac jako miejsce emanujące nauką i kulturą. „Moja mama grała na organach i wiele razy koncertowała w pałacu. Było nas dziewięcioro rodzeństwa i wszystkim nam mama zabroniła zbliżać się do pałacu. Nasi rodzice nie chcieli, byśmy mieli cokolwiek wspólnego z niszczeniem i rabowaniem zabytku” – wspomina trudne czasy Menzel.
Potem przyszedł rok 1960, gdy pograniczem przeszła komisja złożona z przedstawicieli MNV i wojskowych pirotechników. Niebieską farbą namalowali na murach pałacu wielkie koło, a w nim liczbę 14. „Byłem przerażony tym faktem, bo pałac miał się całkiem nieźle. Trzy lata wcześniej krajski urząd d.s. zabytków poczynił w nim nawet jakieś prace zabezpieczające. Według mnie decyzję o wyburzeniu pałacu podjęli ludzie, którzy czuli się winni jego dewastacji i grabieży – w ten sposób chcieli zatrzeć wszelkie ślady – wspomina Menzel, który wówczas jako młody, zaledwie dwudziestoparoletni człowiek, zastanawiał się co w takiej sytuacji może zrobić? Przypomniał sobie swego znajomego, Otta Mourala z Bruntalu.
„Pan Moural pracował na kolei jako strażnik, ale z zamiłowania i wykształcenia był historykiem amatorem. Natychmiast się z nim skontaktowałem, by mu opowiedzieć, jakie barbarzyństwo dzieje się w Linhartovych. Otto Moural udał się do Pragi, do ministerstwa kultury i chodził od urzędnika do urzędnika i tłumaczył im, że ważnemu zabytkowi gdzieś tam na pograniczu, grozi zniszczenie, jeśli natychmiast nie zareagują. Udało nam się skreślić pałac z listy budowli przeznaczonych do wyburzenia, tuż przed odstrzałem” – mówi Menzel. W 1971 roku do remontu pałacu przyczyniło się Ministerstwo Zdrowia.
[František Kuba – www.bruntalsky.denik.cz]
Strona www pałacu (częściowo w jęz. polskim): www.zameklinhartovy.cz