Przybrudzona perła PRL-u

     Gdy pokazuję ten budynek znajomym, wszyscy otwierają oczy ze zdumienia. Każdy z nich przechodził koło niego wiele razy, ale nikt nie zwrócił uwagi na szary, brudny blok z obskurnymi balkonami. Owszem, gdy rzucić okiem po raz drugi, to zwracają uwagę dziwnie umiejscowione mniejsze balkoniki i okienka, ale mało kto zadaje sobie pytanie, kto i po co je tak dziwnie umieścił…

     Obecna ulica Kołłątaja przed wojną wyglądała zupełnie inaczej. Stały tutaj okazałe, zdobione sztukateriami kamienice, a wielkie szyldy zapraszały do licznych sklepów. Ogłoszenie w sierpniu 1944 roku Wrocławia twierdzą było tak naprawdę wyrokiem dla tych budynków. W myśl założeń wojskowych, miasto miało być bronione do ostatniej kropli krwi. Tak też się stało, ale zapłaciła za to zabudowa miasta, zastąpiona później socjalistyczną, tak często dzisiaj krytykowaną za nijakość i brak polotu architekturą. Nie wszędzie jednak jest tak źle…

     W 1958 roku zaczęto realizować projekt architektów skupionych wokół Miastoprojektu: Edmunda Frąckiewicza, Marii i Igora Tawryczewskich oraz Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak. Dwa lata później, do „mezonetowca”, jak ochrzczono zaprojektowany przez nich budynek, wprowadzili się pierwsi lokatorzy. Ideą architektów było stworzenie namiastki domu jednorodzinnego w centrum miasta. Czy im się to udało? Zdania są dzisiaj mocno podzielone, ale wówczas dwupoziomowe mieszkanie było nie lada luksusem. A takie właśnie znajdują się w budynku przy ul. Kołłątaja 9-12.

     Gdy go budowano był obiektem westchnień wielu mieszkańców Wrocławia. Nowoczesna architektura, wzorowana na zachodnich wzorcach była bardzo atrakcyjna dla stłamszonych socrealizmem ludzi. Na parterze każdego mieszkania mamy pokój dzienny, kuchnię oraz toaletę. Na piętrze dwie sypialnie oraz łazienkę, a do tego mały balkon, przyklejony do ściany budynku jak jaskółcze gniazdo. Galeriowiec ma osiem kondygnacji, kilkadziesiąt znajdujących się w nim mieszkań jest w sumie niemal identycznych, różnią się nieznacznie szczegółami.

     Znawcy architektury zgodnie twierdzą, że to wyjątkowy budynek, tak naprawdę jeden z najciekawszych w mieście. Warto zatem przechodząc kolejny raz obok niego, spojrzeć nań łaskawszym okiem i spróbować nie zauważyć szarzyzny spowodowanej brakiem remontów i kolorowych pacnięć w elewacji spowodowanych samowolnymi, trochę chyba nieprzemyślanymi próbami remontów, jakich dokonywali sami mieszkańcy. Budynek ma szansę jeszcze w tym roku odzyskać swój dawny blask. Pozyskano na ten cel pieniądze z funduszy Europejskiej Stolicy Kultury. Trzymajmy kciuki!

Waldemar Brygier – NaszeSudety.pl
CMS by Quick.Cms| Projekt: StudioStrona.pl