Wycieczka rowerowa: Na jagody!

     Któż nie lubi wspaniale granatowego, aromatycznego, jagodowego soku na lodach, czy na naleśnikach? Skądś jednak trzeba te jagody wziąć, a kupowanie u zbieraczy jest co prawda łatwe i szybkie, ale dość drogie. Postanowiliśmy więc przy okazji kolejnej rowerowej wycieczki, wybrać się tam, gdzie jagody na pewno będą, a więc w Góry Izerskie, które wydają się być stworzone do rowerowych wycieczek.

     Dość wcześnie rano wyruszyliśmy pociągiem z Wrocławia do Jeleniej Góry i dalej do Szklarskiej Poręby Górnej. Linia po remontach, jakie miały na niej miejsce w ostatnich latach nie jest już tak makabrycznie powolna, jak to miało miejsce kilka, czy kilkanaście lat temu, niemniej jednak podróż zajęła nam trochę czasu i dopiero po ponad trzygodzinnej jeździe wysiedliśmy u celu podróży. Czas umililiśmy sobie grą w scrabble, dlatego podróż nam jakoś zleciała.

     Główna droga do Jakuszyc wiedzie zboczami Przedziału i Babińca, ale jest też inna możliwość, znacznie przyjemniejsza. Otóż przy przystanku PKS Szklarska Poręba Huta główna droga skręca w lewo pod kątem 90 stopni. Natomiast prosto, trochę pod górę wiedzie niezbyt szeroka asfaltowa droga do osiedla Huta. W większości jest wyasfaltowana, dopiero za kamieniołomem w okolicach Czerwonego Potoku przechodzi w szutrówkę. Komfort jazdy jest spory, tym bardziej że nie ma tutaj prawie wcale ruchu samochodów. Poza tym, wybierając tę drogę, zamiast uczęszczanej "trójki" unika się podjazdu, jaki oferuje ta druga.

     Kilometr za kamieniołomem nasza trasa skręca ostro w lewo, następnie przecina tory tzw. Kolei Izerskiej i po kolejnym kilometrze (uwaga na dziury wypełnione kamieniami) wyprowadza nas na główną drogę w Jakuszycach. Teraz już tylko krótki podjazd i jesteśmy w "centrum". Jako, że czas już był najwyższy na obiad, więc z nieukrywaną przyjemnością zajrzeliśmy do restauracji hotelu „Jakuszyce”, znanego z wyjątkowo dobrej kuchni.

     Po obiedzie pojechaliśmy dalej. Droga z Jakuszyc do Orla jest wręcz cudowna. Łagodnie pofalowana pozwala rozwinąć prędkość, której jakoś nie mieliśmy okazji w tym dniu doznać zbyt wiele. To tylko cztery kilometry, które pokonywane pieszo czy na nartach zawsze nam się trochę dłużyły, ale tym razem przemknęliśmy szybko i już po kilkunastu minutach byliśmy przy schronisku.

     Po zrzuceniu bagaży i krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej. Z powrotem do Jakuszyc, dalej na przejście graniczne i już nasza prędkość gwałtownie zaczęła wzrastać na zjeździe do Harrachova, tak że wkrótce bolały nas dłonie od zaciskania ich na hamulcach. Jadąc cały czas w dół z małym niepokojem zaczęliśmy oceniać perspektywę naszego powrotu na przejście graniczne - przecież to co teraz stracimy (wysokość), będziemy musieli później odpracować. Tak też się stało kilka minut później, gdy zaczęliśmy naszą mozolną wspinaczkę do Kořenova, a później do miejscowości Horní Polubný. Uciążliwość podjazdu wzmagało jeszcze mocno przypiekające słońce. 

     W Polubném odpoczęliśmy chwilę przy pysznej zmrzlinie i dalej, ciągle pod górę, ruszyliśmy w stronę Jizerki. Droga początkowo dość stromo pnie się w górę, ale wkrótce jej nachylenie maleje i coraz częściej zdarzają się odcinki po równym terenie. W końcu dotarliśmy do celu naszej podróży, którym była Jizerka. Trochę wysiłku nas to kosztowało.

     Jednym z powodów naszych odwiedzin, oczywiście oprócz przeuroczego położenia miejscowości, była chęć odwiedzenia "Kakrdy", restauracji leżącej pod Bukovcem, w której mieliśmy nadzieję dostać borůvkovego kolača, czyli placek z jagodami, który pamiętaliśmy z odwiedzin, kilka miesięcy wcześniej. Nie zawiedliśmy się i spałaszowaliśmy po dwa kawałki. Pokrzepieni na ciele, ruszyliśmy jeszcze kilkaset metrów dalej, aby porozkoszować się widokiem położonej niżej głównej części wsi i ruszyliśmy w drogę powrotną.

     Tym razem wybraliśmy wariant wzdłuż Izery. Z początku jechaliśmy szlakiem czerwonym, ale kiedy odszedł w prawo wąską ścieżką w dół wśród zarośli i kamieni, pojechaliśmy dalej prosto, aby długim lecz znacznie łagodniejszym zjazdem znów na niego trafić. Od tej pory już trzymaliśmy się czerwonego szlaku, który prowadzi cały czas w dół rzeki. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy moście kolejowym nad Izerą i już po chwili byliśmy wśród zabudowań Údolí naděje, gdzie w latach 1796-1884 istniała huta szkła "Hoffnungsthal". Szlak przekracza w tym miejscu Izerę i dalej wspina się dość stromo ku osadzie Mýtiny, gdzie leży stacja kolejowa Harrachov. Tego odcinka niestety nie da się przejechać i rowery trzeba było podprowadzić leśną ścieżką dość stromo pod górę. Jest to jednak wariant lepszy od zjeżdżania jeszcze niżej, do skrzyżowania Na Mýtě, skąd do Harrachova jest jeszcze sporo pod górę, i późniejszego odrabiania wysokości.

     Dalej to już była czysta przyjemność - wygodna asfaltowa droga do samego Harrachova, skąd na granicę, znowu mozolnie pod górę, było już "tylko" niecałe 4 kilometry. Krótki odpoczynek na granicy i powrót do Orla na naleśniki z jagodami. Pycha!

Waldemar Brygier - NaszeSudety

P.S. Wycieczka miała miejsce w sierpniu 2001 roku, a więc w czasie, gdy pociągi do Jakuszyc nie jeździły, nie było też mostu na Jizerze, którym teraz łatwo dostać się można z Orla do Jizerki...

CMS by Quick.Cms| Projekt: StudioStrona.pl